Barr Al Hikman
W Omanie święta, zwłaszcza te religijne rządzą się swoimi prawami. Dzień rozpoczęcia świąt ustalany jest w oparciu o obserwację księżyca przez specjalny komitet, jeśli przypada na dzień wolny od pracy wtedy do puli zwykle dodawany jest dodatkowy dzień lub dwa. Możecie sobie wyobrazić jakim wyzwaniem jest w tej sytuacji planowanie wakacji zwłaszcza kiedy w grę wchodzą rezerwacje biletów lotniczych czy hoteli. Już na kilka tygodni przed terminem na każdym serwisie społecznościowym wrze dyskusja na temat "kiedy się zacznie" i " ile dni tym razem dadzą". I wreszcie nadchodzi ta chwila, odpowiednie ministerstwo ogłasza oficjalny termin świąt, media społecznościowe, aplikacje i SMS-y odwalają ciężką robotę i w mgnieniu oka cały kraj już wie.
Ciekaw jestem co dzieje się w biurach podróży w sekundę po ogłoszeniu przez ministerstwo oficjalnych dni wolnych od pracy oraz jak grzeją się serwery linii lotniczych bombardowane przez zapytania klientów wysyłane z komputerów i komórek.
Nas tym razem to ominęło.... Razem z grupą przyjaciół zaplanowaliśmy kamping. Ponieważ w grę wchodziło pięć wolnych dni mogliśmy puścić wodze fantazji i zaplanować pobyt w miejscu gdzie z uwagi na spore odległości zwykle trudno wybrać się na weekend. Wybór padł na położoną w środkowej części omańskiego wybrzeża wioskę (?) Barr Al Hikman. Z Muscatu wyruszyliśmy rano. Po pięciu godzinach, trasą przez Samail i Sinaw dotarliśmy do Mahoot. Zatankowaliśmy nasze samochody i byliśmy gotowi na ostatni etap podróży - godzinę jazdy po ledwo utwardzonej gruntowej drodze prowadzącej do wybrzeża. Na miejsce kampingu wybraliśmy mierzeję pomiędzy otwartym morzem a płytką laguną. Około godziny zajęło nam rozłożenie obozu i już mogliśmy delektować się zimnym piwem. Kolejne dni minęły nam bardzo leniwie, w ramach typowych zajęć w podgrupach łowiliśmy ryby, zbieraliśmy muszle, kąpaliśmy się w wyjątkowo spokojnym jak na tę część wybrzeża morzu. Dzieciaki puszczone samopas eksplorowały teren i podziwiały odpoczywające w lagunie flamingi. Nocami podziwialiśmy gwiazdy które w miejscu pozbawionym jakichkolwiek źródeł światła wyglądały fantastycznie. Jedzenie i świetna atmosfera skłaniały do rozmów do późna w nocy i chyba tylko nadmiar świeżego powietrza sprawiał, że nie kładliśmy się spać nad ranem.
Jak zwykle dzień wyjazdu nastał zdecydowanie za wcześnie, po zwinięciu obozu czekało nas 6 godzin w samochodzie aby dotrzeć do naszych domów, zrzucić z siebie pachnące dymem ogniska ubranie, wziąć prysznic i wrócić do cywilizacji. Cywilizacji w której dni wolne od pracy ustalane są z kilkudniowym wyprzedzeniem w oparciu o kształt księżyca.
Norbert Janusz