Weekend na stoku
Weekend spędziliśmy na stoku ? jak to swego czasu podsumował wspólną wyprawę na pustynię jeden z naszych kolegów.
W piątek ruszyliśmy przed siebie z mocnym postanowieniem miłego spędzenia czasu, może to już ostatni raz przed wakacyjnymi wyjazdami. Kierujemy się na Nizwa, w Bid-Bid skręcamy na Sur i dojeżdżamy do Ibra. Tam tankujemy nasze terenówki i jedziemy dalej, do miejscowości Bidiyah. Jeszcze tylko kilka minut jazdy i zatrzymujemy się na skraju pustyni. Ruszyliśmy z Muscatu o 10.30 a o 13.00 jesteśmy na miejscu. Spuszczamy powietrze z kół, przed nami morze piasku.
Ruszamy szerokim, wygodnym traktem. Zaczyna się zabawa, kierowcy coraz bardziej się rozkręcają. Jedziemy razem, w jednej linii, za chwilę ustawiamy się parami, wykonujemy różne podjazdy i efektowne spadki po wciaż jeszcze przyjaznej drodze, wygląda to jak taniec. Może ktoś z góry kręci film reklamowy? Po obu stronach przepiękne, zółciutkie pagórki, gdzieniegdzie poprzerastane kępami zielonych, pustynnych traw. Po kilkunastu minutach szalonej jazdy koniec zabawy, przed nami ogromna wydma. Nie ma innej drogi, trzeba tę ścianę pokonać. Stajemy karnie w szeregu, ustawiamy skrzynie na odpowiedni bieg no i ruszamy.
Pomyślałam wtedy, że to obraz trochę jak z corridy. Z jednej strony byk z niecierpliwością przebierający kopytami, z drugiej torreador stroszący się do walki. Kto kogo pokona?
Wjeżdżamy z impetem na górę. Przed nami widok, który naprawdę zapiera dech w piersiach, ogrom przestrzeni w kolorze pomarańczowo-żółtym. Wyskakujemy z samochodów z aparatami fotograficznymi. Ale długo nie pobawimy się w poszukiwanie najlepszego ujęcia do najlepszego zdjęcia z wycieczki. Piach jest tak gorący, że parzy przez buty. Ruszamy dalej. Mijamy 1000 Nights Camp, popularne miejsce do spędzenia romantycznej nocy w autentycznym, beduińskim otoczeniu i docieramy do kępy drzew gdzie zatrzymujemy się na lunch.
Posileni ruszamy dalej pobawić się... Przecież śmiech to zdrowie. Podjazdy, zjazdy, dołki i górki, wszystkiego trzeba było spróbować. Przydały się łopaty, trapy a najbardziej pomocna dłoń kolegi, który z takim poświęceniem wyciągał drugiego...
Ruszamy w drogę powrotną tak aby przed zachodem słońca dotrzeć do Bidiyah. Pompujemy opony i już wygodną autostradą wracamy do domu, gdzie jeszcze przez kilka dni wytrzepujemy drobniutki piasek ze wszystkich rzeczy jakie mieliśmy w samochodzie.
Regina Dąbrowska
Foto: Katarzyna Malicka-Nazaruk