Henna

Utworzono: 21 marzec 2011

 

Henna ? czyli wieczór panieński

 

 

 

Czekał na nią trzy długie lata.

Trzy lata od chwili kiedy padło słowo ?tak?.

Tak, ale ?. .

Tak, ale jeszcze nie teraz, bo dziewczyna za młoda.

Tak, ale jeszcze nie teraz, bo dziewczyna musi skończyć szkołę.

Tak ale nie teraz, bo przecież przed nią jeszcze studia.

Cierpliwie czekał trzy lata.

Dziewczyna dorosła. Skończyła szkołę. Obroniła licencjat z informatyki. Teraz w kontrakcie ślubnym, a kontrakt rzecz święta, ma zagwarantowaną kontynuacje nauki na uniwersytecie w Katarze. Chce zostać projektantką mody. Zdolności artystyczne odziedziczyła po tacie, znanym reżyserem w omańskiej telewizji.

Dziś wieczorem mamy zaproszenie na hennę czyli na wieczór panieński.

Wprawdzie żadne z nas panienki, do rodziny nie należymy, ale to nie ma znaczenia. Mamy zaproszenia i nikt nas nie powstrzyma aby wziąć udział w tej imprezie.

W dawnych czasach ślubna henna odbywała się w zaciszu domowym, w gronie rodziny i przyjaciółek. Kobiety przygotowywały pannę młodą do ślubu. Ukoronowaniem tego wieczoru było wykonanie specjalną mieszanką ziołową, przepięknego, koronkowego ornamentu na rękach i nogach oblubienicy ? henna. Bardzo często, pozostałe kobiety biorące udział w wieczorze, również nakładały sobie hennę.

Dzisiejsza henna zamiast w domu, odbędzie się w ogromnej, wynajętej sali.

Już od tygodnia zamęczamy Bożenkę: czy będą nas malować? A może tylko młodą pannę? A co zabrać? A jak się ubrać? A jak się zachować?


Nawet niezawodna Bożenka (nasza polska Omanka) nie jest w stanie rozwiać naszych wątpliwości.

- Nic nie wiem, zobaczymy na miejscu. Na ślubnej hennie nie byłam od lat. Rodzina pochodzi z plemienia Balushi, to pewnie będzie swobodnie i wesoło. Podobno ma być trochę na ludowo, ale wy ubierzcie się normalnie, po europejsku. Pożyjemy, zobaczymy, damy radę.

O.k ? pożyjemy, zobaczymy.

W ogromnej torbie, udającą maleńką wieczorową torebkę, ukrywam aparat fotograficzny z długim obiektywem i silną lampą błyskową. A nuż tym razem będę miała szczęście? Największym dla mnie problemem na tutejszych weselach jest to, że nie mogę robić zdjęć. Panie, w kolorowych, bajkowych sukniach, ze scenicznym makijażem i oszałamiającą biżuterią, jak ognia unikają obiektywu. Może tym razem będzie inaczej. To Balushi ? zobaczymy.

Rozglądam się po sali. Przy nakrytych i udekorowanych stołach jeszcze większość krzeseł jest pusta. Czas ostatniej modlitwy. Powoli schodzi się 400 zaproszonych pań. Większość ubrana w odświętne, tradycyjne stroje Balushi. Prawie wszystkie dłonie i stopy mają pokryte henną. Niestety, gości malować nie będą, ale czy będą malować młodą? Okazuje się że też nie. Panna młoda ma już gotową hennę, zrobioną w profesjonalnym gabinecie. Szkoda. Główna atrakcja odpada.

Siedzimy i usiłujemy porozmawiać, przekrzykując ogłuszającą arabską muzykę. Po dwóch godzinach serwują kolacje. Zgłodniałe damy rzucają się do bufetu. Arabski wieczór ? arabskie jedzenie. Kelnerki szybko sprzątają brudne talerze i rozpoczynają się tańce. Młode dziewczyny kręcą biodrami, przytupują, klaszczą. Wyciągają ponaszywane brzęczącymi blaszkami chusty i z zapamiętaniem wywijają orientalne piruety. Gdzieś w końcu trzeba pokazać się przyszłej, potencjalnej teściowej.

 

 


Przez cały, wieczór na ogromnych ekranach, pokazywane są zdjęcia młodej pary. Oglądamy ich dzieciństwo, lata szkolne, wakacje ? wspomnienia samych dobrych i pięknych chwil.

W końcu muzyka cichnie. Przygasa światło. Otwierają się drzwi i wchodzi zjawiskowa dziewczyna, ubrana w przepiękną suknię. Wygląda jak księżniczka z baśni. Drobnymi kroczkami podchodzi do sceny, na której wybudowano tradycyjny omański dom. U jej stup stoi omańska skrzynia na wyprawę ślubną. Kobiety składające życzenia wrzucają do niej drobne pieniądze. Henna to nie czas dawania dużych prezentów. Teraz chodzi o symboliczne napełnienia skrzyni pieniędzmi. Lecą więc pojedyncze riale a nawet baisa. Czasami wpada jakaś wypchana koperta - zabawa trwa.

Dziewczyna ma na sobie suknię wzorowaną na tradycyjnym stroju Balushi.

Bożena, mocno zaprzyjaźniona z matką panny młodej i znająca od urodzenia wszystkie jej dzieci, opowiada mi, że zarówno strój na hennę jak i suknię ślubną panna młoda zaprojektowała i częściowa wykonała sama. Zaprojektowała również (na ten wieczór i na mające się odbyć niebawem wesele) suknie dla mamy i dla swoich sióstr.

 

Kobiety szaleją na parkiecie. Nawet my ? obce ? zostajemy wciągnięta do wspólnego tańcowania.

Po raz kolejny przygasa światło i reflektory oświetlają główne wejście. Rozlegają się trąby i piszczałki. W otoczeniu męskiej części rodziny, wkracza do sali pan młody. Pochodzi z Kataru, więc i ubranie ma katarskie. Idąc przez salę pełnymi garściami rozrzuca na boki pieniądze. Kilku małolatów idzie za nimi i skrzętnie zbiera porozrzucaną gotówkę. Pan młody podchodzi do narzeczonej i dosłownie obsypuje ją szeleszczącymi, nowiutkimi banknotami. Sypie i sypie, a małolaty dwoją się i troją aby wszystko wyzbierać. Kiedy ustaje deszcz pieniędzy, małolaty teatralnymi ruchami wsypują wszystko co zebrali do skrzyni a przyszły mąż, powoli wyjmuje grubą kopertę, unosi ją do góry, pokazuje wszystkim zebranym i z namaszczeniem układa na wierzchu. Z hukiem zamyka skrzynię, przekręca klucz i podaje go przyszłej żonie. Właśnie przekazał jej tradycyjny mahr. Jak głosi przekazywana od stolika do stolika plotka, suma była całkiem, całkiem. Ale też taka żona - młoda, piękna, mądra i w dodatku zakochana to skarb prawdziwy. A wyczekał się na nią, oj wyczekał. Całe długie trzy lata!!!

 

Henna powoli dobiega końca. Kobiety ? teraz ze względu na obecność mężczyzn zakryte ? zbierają się do domów. My również żegnamy się i (nie do uwierzenia, druga w nocy?) idziemy szukać samochodu na przepełnionym parkingu.

Na odchodne dostajemy zaproszenia mające się odbyć za dwa dni na wesele. Wesele Balushi. Jeszcze na takim nie byłam.

Ale będę. Już za dwa dni.

 

 

 

 

 


Jolanta Mirecka