Cud wyborczy

Utworzono: 25 październik 2007

W poniedziałkowy ranek budzi mnie sms : ?cud nad Wisłą?, to Ania, członkini Obwodowej Komisji Wyborczej nr 119 w Muskacie  zrywa mnie z łóżka. W noc wyborczą nie wiem ilu z nas wytrzymało do końca przed telewizorami ( mamy 2 godziny różnicy czasu z Polską a cisza wyborcza się przedłużała ), bo mieliśmy za sobą ciężki dzień,jak wszyscy. Nasz lokal wyborczy musiał być czynny,tak jak wszystkie inne, od 6.00 do 20.00 choć przy głosujących tutaj niespełna 30 osobach mogliśmy to załatwić w zdecydowanie krótszym czasie. Ale przepisy są przepisami. Po obliczeniu głosów i spisaniu całego protokołu jesteśmy w domach przed 22.00 naszego czasu i dosłownie rzucamy się na wiadomości z kraju. Niektórzy nawet nastawili sobie budziki aby wstać tuż po zakończeniu ciszy wyborczej i usłyszeć pierwsze wyniki wyborcze. U nas to prawie środek nocy ale euforia jest tak samo powszechna jak w kraju.

Po raz pierwszy mogliśmy głosować w Omanie i przygotowaliśmy się do tego skrupulatnie. Najpierw odbieramy w piątkowe popołudnie od naszego ambasadora z Riyadu wszystkie niezbędne dokumenty, karty do głosowania i pieczątkę Obwodowej Komisji Wyborczej. Mamy udostępnione pomieszczenie w siedzibie firmy , której właścicielem jest mianowany niespełna rok temu honorowy konsul RP. W sobotę ambasador sprawdza jeszcze lokal wyborczy, ma zastrzeżenia do wielkości pomieszczenia, braku osobnego do wypełniania kart do głosowania. Na szczęście przygotowali urnę wyborczą, choć my, we własnym zakresie też zrobiliśmy odpowiednią...Tak na wszelki wypadek...Jesteśmy na tyle sprężeni do działania,że już o świcie w sobotę budzi mnie Ania czy przypadkiem nie zaspałam na otwarcie lokalu wyborczego. O dziwo odpowiadam jej zupełnie przytomnie, że to przecież jutro wybory i zapadam w dalszy sen..
Za to następna noc to czuwanie żeby nie zaspać...Wstaję o 3.30, wyjeżdżam z domu przed 5.00, po drodze zabieram Jurka i jedziemy otworzyć lokal, przedtem rozklejamy z naszym ambasadorem, który był już przed nami, obwieszczenia PKW. Zjawia się też na czas Ela, porzucając swoje małe dzieci...Wymagania są jasne, musi być co najmniej trzech członków komisji cały czas obecnych w lokalu, u nas to dzień pracujący więc ratujemy się jak możemy. Ustaliliśmy dyżury, niepracujący są postawieni w stan gotowości non stop.  Sprawdziamy urnę wyborczą, zaklejamy i o 6.00  pierwszy głos oddaje nasz ambasador z Riyadu, pan Adam Kułach.No a potem czekanie....Siedzimy i gadmy, pijemy kolejne herbaty, czasami dla odmiany kawę.



Z Polonii omańskiej zjawiają sie jako pierwsi Joanna i Maciej. Potem znowu cisza. Mamy kolejne godziny na czekanie. Wyjmuję scrable, kolega gra w karty na komputerze. Przyniósł laptopa, bo mieliśmy obiecane podłączenie do internetu ale go nie ma, nie ma też telewizji ani radia wiec jesteśmy rzeczywiście odcięci od świata.Siedzimy i czekamy kiedy kolejni głosujący zjawią się w siedzibie naszej komisji.







Wczesnym popołudniem dobijają do nas pozostali członkowie komisji, ci pracujący, którzy po prostu urwali się z pracy, Norbert z Elą przywieźli nawet pizzę.Jak miło coś zjeść po tylu godzinach na posterunku. Jesteśmy już w pełnym składzie a na liście coraz więcej podpisów tych co już zdążyli spełnić swój obywatelski obowiązek. Odwiedziła nas też polska delegacja, która gościła z oficjalną wizytą w Omanie. Przedstawiciel Prezydenta RP i władze Wrocławia, którzy przyjechali tutaj promować swoje miasto starające się o organizację światowej wystawy Expo 2012. Panowie przedstawili odpowiednie zaświadczenia uprawniające ich do głosowania w innym obwodzie wyborczym, zostali dopisani do naszej listy wyborczej i już mogli głosować zgodnie z własnym sumieniem i poglądami politycznymi.
Przed 18.00 okazuje się, że nasza przepustka umożliwiająca nam poruszanie sie po budynku nie działa ! Jesteśmy uwięzieni ! No tak, minęła już 12 godzina naszego tu przesiadywania, ważność karty po prostu się skończyła.... Nikogo już tu nie ma, wszędzie pusto, głucho i ciemno, nawet ostatni sprzątacze przemykający korytarzami poszli do domów. A my czekamy jeszcze na ostatnie osoby, które będą głosować między 18.00 a 20.00.Trzeba je wpuścić i wypuścić z budynku ! Ratuje nas chłopak podający nam napoje, pożycza swoją kartę magnetyczną i dzięki niemu możemy kontynuować wybory w Omanie. Na karcie w rubryce zawód wpisane jest dumnie ?general cleaner? i tak z przepustką głównego sprzątacza w budynku należącym do jednego z najbogatszych ludzi w Omanie i konsula honorowego RP udaje nam sie zakończyć ten dzień.
O 20.00 zamykamy lokal wyborczy i otwieramy urnę. Czas na liczenie glosów. Choć znamy swoje poglądy polityczne, bo o to nie jest trudno w tak małej i zgranej grupie to jednak adrenalina daje znać o sobie. Wielokrotnie sprawdzamy, liczymy, podsumowywujemy...Czas na spisanie protokołu,podpisy, opieczętowanie dokumentów.



Wszystko zajmuje nam równo godzinę, przy taki małym okręgu wyborczym. Teraz dopiero wiemy jaką pracę wykonują ci co obsługują lokale wyborcze w kraju. Pan ambasador , który pojawił się u nas tuż przed 20.00 dzwoni do Riyadu i przekazuje wyniki głosowania w Omanie.Teraz już wszystko z naszej strony zostało zrobione. Pozostało nam tylko czekać na informacje kiedy wyniki z Riyadu zostały przesłane drogą elektroniczną do Warszawy i kiedy Warszawa odpowie czy wszystko w porządku czy ma jednak jakieś zastrzeżenia. Przed północą mamy już wiadomość z naszej ambasady, że wysłali wszystko do MSZ. Następnego dnia po 11.00 dostajemy wiadomość, że w Warszawie też jest w porządku. Nasze głosy są ważne i przyjęte !!!! Nie jesteśmy w tej grupie zagranicznych placówek, których głosy wciąż nie spłynęly do kraju i cały poniedziałek trwały przepychanki między PKW a MSZ o to kto jest temu winien.
Wciąż odczuwamy ogromną radość zarówno z wyników wyborów jak i z tego, że mogliśmy w nich czynnie uczestniczyć, że mogliśmy, tak jak inni też tupnąć nogą aby postawić kogoś do pionu i pokazać, że kraj to przecież ludzie, to my wszyscy, którzy przez dwa lata musieli się wstydzić skąd jesteśmy.Teraz trzeba to wszystko posprzątać i pokazać nową twarz naszego kraju. I to jak najszybciej.

Regina Dąbrowska
foto: Norbert Janusz