Daktylowy raj

Utworzono: 20 marzec 2009

 

 

Z wizytą u Mazena czyli daktylowy raj.

 

Jedziemy w odwiedziny do Omańczyków mieszkającej w Sumail. W planie, zwiedzanie miasteczka, oglądanie plantacji daktyli i rodzinny posiłek. Szanując tutejsze zwyczaje, ubieram się stosownie do okazji, czyli długie spodnie i bluzka z rękawem. Patrzę na termometr - plus 38° - ciepło! A będzie jeszcze cieplej! Trudno, pocierpię. Przecież lubię ciepło i słońce!?

Jedziemy. Droga wije się wśród gór, muzyczka gra, klimatyzacja szumi, zapowiada się ciekawy dzień. Na miejscu przesiadamy się do samochodu Mazena i wyruszamy w ?inny świat?.

Nowa część Sumail nie różni się niczym od innych, znanych nam miejscowości w Omanie: duże, białe domy, szkoła, szpital, sklepy, meczet - jak wszędzie. Rozumiemy, że gospodarz chce pochwalić się nowymi osiągnięciami, więc cierpliwie czekamy, aż pokaże nam to, co pozostało jeszcze ze starego Omanu.

I oto przed nami zabytkowa część miasteczka. Stare domki, maleńkie meczety, wspaniałe rzeźbione bramy, a wszystko schowane w cieniu tysięcy palm. Patrze i nie wierzę w to co widzę. Wjeżdżamy w uliczki tak wąskie, że niemożliwe jest normalne wyminięcie się dwóch samochodów. A tu z naprzeciwka coś jedzie!!!

Mazen! Uważaj! Hamuj!!!

Zamykam oczy i wstrzymuje oddech, czekając na wielkie ?bum!? Mazen jednak, z uśmiechem na twarzy i zręcznością kaskadera, na pełnym gazie, dosłownie na milimetry, mija nadjeżdżający samochód. Uf, udało się! A nasz kierowca mówi: ?spokojnie, tu nigdy, nikt się nie zderza?.

Kiedyś tymi wąskimi drożynami jeździły osiołki, ciągnące maleńkie wózeczki. Dróżki zostały te same, tylko nikt już nie jeździ na osiołkach.

Jest jeszcze - moim zdaniem - duuużo sympatyczniejszy sposób mijania się. Jeden z pojazdów wjeżdża na momencik (ale tylko na momencik!) na podwórko sąsiada. Wszyscy tu wszystkich znają, więc często ten ?momencik? zmienia się w długie chwile. Trzeba przecież przywitać się, pogadać, wypić herbatkę. Omańczycy są szalenie mili i gościnni. W taki to prosty i zaskakujący sposób, w ciągu kilku chwil, zaprzyjaźniamy się z całą masą ludzi, którzy bez zbędnych ceregieli zapraszają nas do siebie. Cudownie!

Dookoła rosną palmy. Dziesiątki, setki, tysiące drzew. Zanurzamy się w chłodnym cieniu, a nasz gospodarz opowiada o plantacji: 

Daktylowiec jest jedną z najstarszych roślin jadalnych. Sądzi się, iż roślina została udomowiona 5000 - 6000 lat temu na Środkowym Wschodzie. Obecnie jest szeroko uprawiana w strefie tropikalnej.

Daktyle, to owalne owoce z pestką w środku. Skórka owocu jest złotożółta do brązowoczerwonej, pod nią znajduje się jasny, twardy miąższ. Są traktowane jako owoce deserowe, dodaje się je do ciast, spożywa jako przekąskę. W krajach arabskich owoce palmy daktylowej stanowią ważne źródło pożywienia. Arabowie twierdzą, że daktyle dostarczają tylu produktów, ile jest dni w roku. W regionach tych daktyle wykorzystuje się do wyrobu dżemów, octu, past oraz syropu zwanego "miodem daktylowym". Zastępuje on cukier. Dojrzałe, miękkie daktyle są jadane na surowo lub po wysuszeniu, natomiast twarde po wysuszeniu. Przetwarzane są także nasiona daktylowca, które miażdży się i dodaje do paszy dla zwierząt. Drewno palmy daktylowej oraz liście służą jako materiał budowlany.

Tak jak i inne palmy, palmę daktylową można nacinać i uzyskać sok, z którego po procesie fermentacji otrzymuje się wino palmowe zwane toddy, a po destylacji wódkę.

Palma daktylowa ma kwiaty rozdzielnopłciowe, drobne, zebrane w wiechy lub kolby (na osobnych drzewach występują kwiaty męskie i żeńskie). Na około 50 drzew żeńskich, sadzi się zwykle tylko jeden egzemplarz męski, a liczbę owoców zwiększa się, sztucznie zapylając kwiaty. W tym celu, umieszcza się odcięte grona kwiatów męskich, między żeńskimi. Najwięcej owoców rośliny dają po 5 - 8 latach. Dorosły okaz wydaje 20 - 100 kg owoców w ciągu roku, dorasta do 25 m wysokości i dożywa często 100 lat.

Na plantacjach uwijają się pracownicy, doglądają drzew, zbierają owoce, oraz sprawdzają systemy kanałów ? faludż- doprowadzających wodę z gór do każdej palmy. Deszcz w Omanie należy do rzadkości, ale wysoko w górach zawsze jest woda. Pomysłowi ludzie, dawniej z kamieni, gliny i piasku, dziś z betonu, budują kanały, którymi woda płynie w doliny. Najpierw są one dość szerokie, rozgałęziają się coraz bardziej, aby w końcu, niby naczynia krwionośne, zasilić każdą roślinę. Po drodze wodę wykorzystuje się do innych celów: do mycia, do prania, itp. Widziałam bardzo sprytnie zbudowane łaźnie z bieżącą wodą i kuchnie, przez które przepływa strumień.

No, ale z powrotem do tematu. Docieramy do dużego, wygodnego domu Mazena, położonego w środku palmowego ogrodu, w którym szemrze przepływająca woda. Gospodarz zaprasza nas do madżilisu, czyli męskiej części domostwa. W madżilisie nie ma żadnych mebli, są tylko grube, wełniane dywany pokrywające podłogę. Zdejmujemy buty, myjemy ręce i siadamy po turecku. Na tym ?rodzinnym? posiłku jest nas tylko troje. Mazen przedstawia swoją mamę, która chcąc podkreślić jak ważnymi gośćmi jesteśmy dla jej syna, własnoręcznie przygotowała posiłek, a teraz odsyła służącą i sama podaje - tu mam problem - do stołu? na dywan? Nieważne. Jedzenie jest pyszne! Wspaniały świeżo upieczony arabski chleb, doskonale przyprawiona jagnięcina, ryż, sałatki, owoce, no i oczywiście w różnej postaci daktyle - najpyszniejsze te świeże.

Na kawę zastaję zaproszona do kobiecej części domu, a panowie wygodnie układają się na dywanach i zastają na męskie rozmowy. Cieszę się na te ?babskie pogaduchy? i lecę jak na skrzydłach. W ?babińcu? czeka na mnie żona Mazena, mama, kilka sióstr i całkiem spora gromadka dzieciaków. Siadamy na miękkich wygodnych fotelach, w rogu ogromny telewizor, szafki, stoliki - normalny, wygodnie urządzony dom. Panuje gwar i ruch. Kobiety rozmawiają, śmieją się, dzieciaki rozrabiają, jednym słowem swobodna, rodzinna atmosfera. Jestem dla nich egzotyczną ciekawostką. Pierwszą białą kobietą, którą goszczą u siebie. Podobnie ja, tak i one, zaciekawione są naszymi zwyczajami, jedzeniem, rodziną. Wzajemnie zaspakajamy swoją ciekawość. Dowiaduję się, że żona Mazena jest nauczycielką, siostra lekarką (pracuje w szpitalu w Muscacie), inna wykłada na uczelni. To mądre i wykształcone kobiety, a mimo to, podczas całego naszego pobytu, według starego zwyczaju, mężczyźni i kobiety pozostają oddzielnie. Taki podział nie występuje, gdy co drugi tydzień, cała rodzina spotyka się na wspólnym obiedzie. A jest ich niemało, bo sześć sióstr i ośmiu braci, a wszyscy z żonami, z mężami i dziećmi. ( Oj, jest dla kogo gotować. 40-50 osób? Dla nas jak wesele, a tu obiadek.)

Panie traktują mnie troszkę jak lalkę i ubierają w przepiękny strój omański. Przynoszą też ?ślubne? złoto pani domu (chyba z kilogram), które koniecznie, ale to naprawdę koniecznie, muszę założyć. Omański strój to długie spodnie, tunika za kolana i szal zakrywający włosy. Wszystko bardzo kolorowe i bogato haftowane w zawiłe drobniuteńkie wzory. Ja mam na sobie strój w kolorach turkusowo-zielono-fioletowym.,wyszywany złotymi nićmi. Jak się dowiaduje, jest to jeden ze ślubnych zestawów ubrań, żony Mazena. Pani młoda powinna mięć ich kilka, aby codziennie w innym, przez parę dni po ślubie, przyjmować gości. W międzyczasie wypijam niezliczoną ilość kawek i herbatek, próbuję ciastka i czekoladki, bawię się z dziećmi, wypytuje, mówię i słucham. Zostaję zaproszona na wesele jednej z sióstr i przeszkolona jak upiec omański chlebek, cienki jak bibułka i smaczny jak wafelek. Czas płynie nam ciekawie i szybko. Niestety, dzwoni telefon i panowie przekazują, że wizyta dobiegła końca i że czekają na mnie w ogrodzie. Z żalem zdejmuję przepiękny, kolorowy strój, żegnam się z przemiłymi Omankami, z ich dziećmi i z gościnnym domem. Odprowadza mnie mama Mazena. Reszta pozostaje w ?babińcu?. Jeszcze chwilka rozmowy z gospodarzem (widzę jak dziewczyny ciekawie zerkają przez firanki w oknie) i wracamy do domu. Po drodze planujemy, jak my im ?pokażemy Polskę? kiedy przyjadą do nas z wizytą. To był przedziwny dzień. Niby byliśmy tam razem, ale każde z nas ma zupełnie inne wspomnienia.

Jolanta Mirecka

 

 Plantacja palm daktylowych z w widocznym kanałem nawadniającym ? faludż.

 Łaźnia wybudowana na faludżu

 Zwiedzamy plantacje.

 U Mazena

 

Śniadanie

 W omańskim stroju

 Z mamą Mazena