Noc w piachu

Utworzono: 03 kwiecień 2008

Gdzie jedziemy ? Na pustynię, większość zdecydowała, nie było odwrotu. Ani wymówki. Nawet ja zostałam ustawiona do pionu i musiałam spędzić jeden z weekendów wśród malowniczych, ale zgrzebnych chatynek i piaszczystej aż do bólu okolicy. Jak wszyscy to wszyscy.


Wyruszyliśmy zaraz po pracy, w środę, aby tuż przed zachodem słońca spotkać się na skraju Wahibah Sands i dojechać do naszego beduińskiego campu.


 

Nasze rumaki dzielnie zaparkowały przed ?biurem? i po wstępnym zamieszaniu, gdy na pytanie Omańczyka kto jest kto i jak śpimy nie mogliśmy się zdecydować kto jest z kim więc wreszcie doniosłym głosem miejscowy Ali kazał nam się ustawić rodzinami.


Ale my wszyscy jak rodzina ! Wreszcie jakoś się zdecydowaliśmy na podział miejsc noclegowych...Rozpakowaliśmy nasze specjały i od razu zasiedliśmy do konsumpcji aby przed oficjalną kolacją napełnić się domowymi przysmakami, np. chlebem Joli.Rozgwieżdżone niebo, arabski zespół w ogromnym namiocie wyłożonym dywanami, przyjazna atmosfera pozwoliła nam prowadzić marynistyczne ale jak sympatyczne rozmowy aż do późnej nocy. Gdy już ?nasze? dzieci posnęły na dobre zostały przeniesione do chatynek a ich rodzice siłą rzeczy podążyli za nimi. My za to jeszcze długo podziwialiśmy to czego może nie było widać, za to można było poczuć całym sobą siedząc gdzieś tam, ?zagubieni? wśród wydm....

 

 

O świcie, najdzielniejsi z dzielnych podziwiali wschód słońca a reszta dotarła zdecydowanie później na wspólne śniadanie.

 

Potem, znów ci dzielni, wyruszyli na wydmy a my przy kolejnej kawie czy herbacie wciąż podziwialiśmy ten sam piasek...


Ale wreszcie i na nas przyszła kolej. Widzieliśmy już wielbłądy, towarzyszyliśmy Norbertowi i jego dzieciom w szusowaniu na desce ( to nie Tatry czy Alpy ale radość ta sama )


 

no i wreszcie trzeba było ruszyć na te wydmy. To znaczy ja musiałam ruszyć na te wydmy, bo już wszyscy tam byli a mój samochód jeszcze nie .?Stare? wygi z ochotą wzięły się za spuszczanie powietrza z opon mojego samochodziku, jakiś niespotykany entuzjazm ich opanował, nie wiedząc czemu...Dowodził tą zwariowaną grupą Andrzej udzielając ostatnich rad tym zupełnie niedoświadczonym, czyli mnie, jak na tę górę piachu wjechać.Przezornie odstąpiłam kierownicę mężowi...Za pierwszym razem się udało, jesteśmy na szczycie ! Ale stanęliśmy w złym miejscu i po chwili samochód zaczął się zapadać. Wszyscy z radością złapali łopaty w dłonie i do roboty ! Jak dzieci, dać im piaskownicę i foremki, bedą mieli zajęcie na cały dzień.

Gdy wróciliśmy do domów jeszcze długo walczyliśmy ze wszeobecnym piaskiem o pięknym,rudym kolorze, który na długo zamieszkał w każdym z najdrobniejszych przedmiotów, który zabraliśmy ze sobą. Ale warto było!

Regina Dąbrowska

foto: Regina Dąbrowska, Jola Mirecka, Norbert Janusz