W krainie Sindbada

Utworzono: 17 styczeń 2007

Mój sąsiad, Mubarak, wprawnymi ruchami, bez pomocy drabiny, wchodzi na wysoką palmę i siedząc wygodnie na jednej z gałęzi zaczyna swój doroczny rytuał. To czas zapylania tych drzew. Na jego rodzinnej farmie jak i innych w okolicy ten sposób manualnego zapylania może wydaje się nam niezbyt ekonomiczny, ale na dzień dzisiejszy najbardziej efektywny. W ten sposób nie tylko dobiera sią gatunki daktyli kładąc nacisk na większą uprawę tych najcenniejszych jak czerwone Khuneizi czy najdroższe Khalas, ale również zwiększa ich produkcję.

 

W czasach, gdy jedynie wiatr decydował o sukcesie dobrych zbiorów należało obsadzać plantacje pół na pół aby dać szansę na efektywne zapylenie. Dziś wystarczy kwiatostan jednej męskiej palmy aby zapylić 40 - 50 żeńskich.

 

Gdy skarżę się Mubarakowi na dzieci sąsiadów, które regularnie łamią moje owocowe drzewka w pogoni za dojrzałymi owocami np. guyavy on pokazuje mi obrazowo co z nimi zrobi, gdy wpadną w jego ręce.

 

Tutaj, w pustynnym kraju, każde drzewo i każdy krzak mają ogromne znaczenie dla tych ludzi, którzy od niepamiętnych czasów próbowali ujarzmić nieprzyjazną sobie przyrodę.

 

Położony w strategicznym punkcie Półwyspu Arabskiego, w jego południowo-wschodniej części, z bezpośrednim dostępem do Oceanu Indyjskiego, a jednocześnie u wejścia do Zatoki Perskiej Oman jest krajem niezwykle interesującym, nie tylko ze względu na bogatą historię sięgającą czasów wielkich odkrywców, jedwabnego szlaku i portugalskich podbojów, ale również z powodu współczesności łączącej w sobie kanony muzułmańskiego sułtanatu i nowoczesnego kraju.

 

Omańczycy to ludzie morza, od niepamiętnych czasów, gdy tylko odkryli do czego służy maszt i żagiel nie obawiali się wyruszać w nieznane, z zamiarem poznania świata i wymiany towarów.

 

Już w trzecim tysiącleciu przed naszą erą Summerowie eksportowali stąd miedź, produkowaną niedaleko Soharu, miasta istniejącego do dziś, wówczas jednego z najważniejszych portów w tym rejonie świata.

 

Dzięki tak strategicznemu położeniu u wybrzeży Omanu krzyżowały się nie tylko handlowe drogi pomiędzy Afryką i Bliskim Wschodem, ale również Europą i Dalekim Wschodem.

 

Oprócz lądowego szlaku karawan zapewniającego wymianę towarową pomiędzy Chinami i Cesarstwem Rzymskim istniał również nie mniej popularny szlak morski, a mieszkańcy dzisiejszego Omanu brali aktywny udział w tej międzynarodowej wymianie dóbr.

 

A mieli co zaofiarować! W południowej prowincji sułtanatu, w Dhofarze, rośnie niezwykle cenne drzewo, ?Boswelia Sacra ? czyli frankinses, którego żywica do dziś stanowi cenny składnik wyrobów perfumiarskich.

 

Kariera tego pachnidła sięga czasów starożytnych, gdzie służyło nie tylko do okadzania wnętrz pałacowych, ale również jako środek medyczny, a przede wszystkim niezastąpiony składnik olejków do balsamowania zwłok.

 

Legendarna królowa Saba wzbogaciła się właśnie na kontroli i handlu pachnącą żywicą, bo oprócz frankinses rośnie tutaj też mirra, której starożytni Egipcjanie używali już 4 tysiące lat p.n.e.

 

Karawany z drogocennym ładunkiem, którego cena równała się wówczas cenie złota, oprócz poszukiwanej żywicy zabierały również przyprawy, jak cynamon, goździki i gałkę muszkatałową, które z Dalekiego Wschodu przez Indie docierały arabskimi stateczkami do południowej Arabii.Tutaj, przeładowywane na wielbłądy lub następne statki wyruszały do Petry czy Aleksandrii.

 

Stojąc na ruinach jednego z ośrodków ówczesnego handlu, na południu Omanu, niedaleko miasta Salalah, widząc jak dogodne położenie ma to miejsce, łatwo sobie wyobrazić ten ruch w porcie, rozładunek arabskich ?dhow?, charakterystycznych, miejscowych łodzi, czekające karawany gotowe do dalszej drogi.

 

 

 

 

Zapachu nie trzeba sobie wyobrażać, on jest tu wszechobecny do dziś! Oman pachnie frankinsens! Wszędzie kopcą się gliniane naczynia, gdzie na rozżarzonych węgielkach rozpuszcza się grudkę tej żywicy, a następnie okadza mieszkania, biura, pałace, świeżo uprane ubrania i własne ciała po kąpieli.

 

Biblijni Trzej Królowie wieźli w podarunku to, co mieli najcenniejszego do zaofiarowania: mirrę, kadzidło i złoto! Kadzidło to omański frankinsens, mirra również. Były to najbardziej poszukiwane towary ówczesnej wymiany handlowej mającej miejsce w tym rejonie świata.

 

Europejczycy odkryli ten egzotyczny świat na początku XV wieku dzięki portugalskim żeglarzom, którzy w poszukiwaniu nowych dróg na wschód dotarli do Oceanu Indyjskiego, gdzie natknęli się na konkurencyjne łodzie Arabów, od wieków poruszające się swobodnie nie tylko pomiędzy Zanzibarem a Cejlonem, ale również docierające do Chin wykorzystując jedynie zbawienny powiew monsunu.

 

Portugalczycy rozgościli się w tym rejonie na ponad 150 lat.Wybudowane wzdłuż linii brzegowej forty i wieże obserwacyjne miały pomóc w kontroli szlaku handlowego i wzmocnieniu ich hegemonii w tym rejonie.

 

Ale trudno mówić o jakimś istotnym, politycznym wpływie na resztę kraju, gdzie w niedostępnych górach czy pustynnych obszarach zycie toczyło się własnych rytmem, zgodnym z regułami życia plemiennego.

 

Dopiero w XVII wieku zaczynają się pierwsze ruchy świadczące o próbie konsolidacji kraju. Trzeba nie lada silnej osobowości aby przełamać opór lokalnych kacyków i próbowac zjednoczyć te kilka miast wewnątrz kraju i te leżące wzdłuz wybrzeża. Udaje się to władcy Rustaqu, immamowi Nasir bin Murshid al Yarubi, który zaczyna skuteczną walkę z Portugalczykami. Umiera nagle w czasie oblężenia Muscatu, dzisiejszej stolicy Omanu, wówczas ważnego portu i ostatniego okupowanego miasta. Jego następca, imam Sultan bin Saif kończy dzieło, skutecznie pozbywając sie najeźdźców, a jednoczesnie zajmując ich okręty, dzięki czemu buduje własną, ogromną flotę zdolną do utrzymania pokoju w kraju, ale i podjęcia próby kontroli okolicznych wysp.

 

W połowie XVIII wieku dynastia Al Bu Said dochodzi do władzy w Omanie i pozostaje u steru do dnia dzisiejszego.

 

Omańczycy oprócz terytorium ciągnącego się od Musandam (z cieśniną Hormuz u wejścia do Zatoki Perskiej) po Dhofar, region graniczacy z dzisiejszym Jemenem, siegają również po Zanzibar, wyspę u wybrzeży wschodniej Afryki, najbardziej zatłoczony port tego regionu świata. Handlowano tutaj niewolnikami, wymieniano towary pochodzenia afrykańskiego i dalekowschodniego.

 

Tutaj narodziła się legenda o Sindbadzie Żeglarzu, który przemierzał wody Oceanu Indyjskiego będąc świadkiem zachodzących zmian. Omańczycy wierza, że Sindbad urodził się w Soharze, najważniejszym wówczas porcie tej części Półwyspu Arabskiego. Był prawdziwą postacią czy tylko synonimem arabskiego żeglarza, który uosabiał zarówno marzenia jak i predyspozycje mieszkańców półwyspu? Trudno powiedzieć, ale patrząc na dzisiejszych mieszkańców Omanu nie sposób oprzeć sie wrażeniu, że wciąż mają coś z Sindbada!

 

To niezwykle kolorowe społeczeństwo. Dosłownie i w przenośni. Konglomerat potomków plemion i dynastii, które tworzyły ten kraj, wciąż przywiązanych do swoich korzeni.

 

W małych miasteczkach i wsiach kobiety nadal ubierają sie w tradycyjne, bardzo kolorowe szaty, które różnią się od siebie w zależnosci od regionu kraju w którym aktualnie przebywamy.

 

 

 

 

 

Mężczyźni wyglądają bardzo dostojnie w swoich białych dishdasha (czyt. diszdaszach), kolorowych turbanach i zatkniętych za pas charakteystycznych kutych w srebrze sztyletach zwanych khanjar.

 

 

 

 

To ich odświętny strój, na co dzień wystarczy tylko okrągła, haftowana czapeczka zwana kumma i luźno spływająca dishdasa.

 

 

 

 

 

Choć wsród najstarszych mieszkańców można jeszcze spotkać mężczyzn opasanych nabojami i trzymających w ręku długą, portugalską strzelbę! I to nie tylko jako strażników historycznych fortów, ale również w publicznych budynkach, np. na policji gdzie odbierałam swoje miejscowe prawo jazdy. Taki staruszek jak z filmu o minionych czasach przynosił papiery, podawał herbatę i tylko porozumieć się z nim było ciężko, bo znał jedynie język własnej rodziny czy plemienia.

 

W Omanie mówi się wciąż około 8 językami, każdy z nich przynależy do innego klanu pielęgnującego pamięć o przodkach. Ci, których korzenie sięgają Zanzibaru mówią suahili, inni używają perskiego, jeszcze inni jabali, języka mieszkańców gór, są i tacy, którzy posługują się dialektem charakterystycznym tylko dla danego miasta, np. Sur.

 

Jak porozumiewaja się między sobą? W miastach, młodzi, na stanowiskach znają arabski i angielski. Ale wciąż się zdarza , że nie znając arabskiego posługują sie jedynie angielskim czego świadkiem byłam w banku widząc dwóch Omańczyków rozmawiających po angielsku, bo chwile przedtem nie mogli porozumieć sie w swoich rodzinnych językach.

 

Ci, co pozostali na wsiach i małych osadach, szczególnie starsze pokolenie, żyje w swoim kręgu kulturowo-językowym i nie ma potrzeby komunikacji ze światem zewnętrznym. A jeśli trafimy do nich to pozostaje stary jak świat sposób: uśmiech i ręce. To bardzo przyjazny naród i bez obawy można zapuszczać się w różne rejony tego kraju, poznając niezwykłe zakątki tego surowego, ale pięknego regionu.

 

A jest co podziwiać. Stare systemy nawadniania zwane tutaj ?falaj?, poportugalskie forty i zamki warowne, monsunowe bogactwo roślinności w południowej części kraju, która jest turystyczną atrakcją dla przybyszów z całego regionu w czasie upalnych, letnich miesięcy, niezwykłe miejsca do nurkowania i do wspinania się. I to wszystko najlepiej w miesiącach, które w naszej szerokości geograficznej należą do najbrzydszych czyli marzec-kwiecień, pażdziernik-listopad.

 

 

 

 

 

Znudzeni landrynkowymi wyspami czy olśniewającymi hotelami mogą tu znaleźć autentyczność, której już zabrakło innym krajom. I nie jest to bogactwo sąsiadujących państw tak charakterystyczne dla powszechnej opinii o Zatoce Perskiej, ale codzienność pozwalająca z konsekwencją budować nowoczesne państwo. Dzięki ropie jest to na pewno łatwiejsze, ale bez charakterystycznego zachłyśnięcia się dostatkiem, raczej z filozoficznym umiarem i respektem dla tradycji.

 

 

 

Regina Dąbrowska

foto: Norbert Janusz